To się dopiero nazywa paradoks, bo jak można mówić jednocześnie o szarościach i o motylach? No cóż, w tym przypadku można i to nie moja wina. Nie moja wina, a raczej chciałoby się powiedzieć nie moja zasługa, bo papier przecudowny. Mimo, że te motyle zawsze takie kolorowe, to akurat w tej odsłonie, nie potrafiłabym sobie ich wyobrazić inaczej. W tym właśnie tkwi ich urok i urok papierów T. Holtza. Uwielbiam prace z szarego papieru, bo wszystko do niego pasuje i ma swój niepowtarzalny klimat. A jeśli to na dodatek szary papier mojego ulubionego projektanta... Po prostu bark słów...
Dziś znów w ramach nadrabiania zaległości. Tym razem przestarzałe już pudełeczko, które powędrowało gdzieś w świat.
Ja uważam je za wyjątkowo udane, ale to chyba nie mnie oceniać :P.
^^Jest moc...zakochalam sie. Papier!!
OdpowiedzUsuń